Cały dzień poświęciliśmy na „łażenie” po Lizbonie. Właściwie to skupiliśmy się na jej najstarszej dzielnicy Alfami, ale i tak dobrze poczuliśmy ją w nogach. Po Lizbonie przemieszczaliśmy się metrem, co szczególnie dla Weroniki było nowym i ciekawym doświadczeniem. Co prawda na koniec stwierdziła, że tramwaje są lepsze – bo ładniejsze są z nich widoki, ale Karolina bardzo by chciała dojeżdżać takim metrem do szkoły.
Lizbona zrobiła na nas wrażenie miasta dość chaotycznego. Czuliśmy się tam nieco zagubieni i choć zabytki z pewnością warte są oglądnięcia, to jednak wspólnie stwierdziliśmy, że najlepiej czujemy się w małych miasteczkach lub w ogóle w bardziej dzikich miejscach.
Jak we wszystkich wcześniej odwiedzanych miejscach tak i ty Weronikę najbardziej interesowały wszystkie napotykane zwierzątka – pieski, kotki, kanarki. Największą frajdę ma jak jej pozwolimy fotografować to, co jej się najbardziej podoba. Oczywiście są to zdjęcia napotkanych zwierzątek. Wtedy zapomina o zmęczeniu i jest w stanie zrobić naprawdę kawał drogi na piechotę. Cóż jutro opuszczamy Lizbonę. Jeden dzień na poczucie tego miasta to za mało. Musimy tu jeszcze wrócić na dłużej.