Te dwa dni spędzone na plaży z pewnością pozwoliły nam wypocząć, ale też spiec się na słonku (na to wystarczył nam właściwie jeden dzień) tak, że ten drugi dzień był już nudny, bo woda zimna a na plaży za gorąco.
Tu widać pewną przewagę Chorwacji gdzie było więcej cienia i w wodzie można było siedzieć cały dzień. Stąd też nasza wspólna decyzja by ruszyć w dalszą drogę. Skoro świt o 11.00, udało nam się opuścić Armacao de Pera.
Pierwsza miejscowość, w której się zatrzymaliśmy to Logos. Ładne miasto (w ogóle każde, które mijaliśmy było ładniejsze od tego, w którym nocowaliśmy) z kilkoma zabytkami i dobrą mrożoną kawą z lodami, którą na dodatek zaproponował nam polski kelner. To jeden z niewielu Polaków, których spotkaliśmy w Portugalii. Na odchodne pokierował nas na opisaną w przewodniku, piękną plażę. Miejsce okazało się rzeczywiście wspaniałe. Wysokie skały tworzyły zaciszne zatoczki z żółtym piaskiem i niewielką grupą ludzi. Byliśmy źli, że dwa dni spędziliśmy w tak nieciekawym miejscu a 30-40 km dalej było tak uroczo. Ale trudno to było przewidzieć. Wracając na parking, gdzie został nasz samochód, trafiliśmy jeszcze na łódki, którymi Portugalczycy zabierali turystów by takie plaże i skały podziwiać od strony morza. Skorzystaliśmy z tej atrakcji. Płynęliśmy wśród wystających z fal iglic, łuków, „mostów”. Wpływaliśmy w płytkie skalne groty, oglądaliśmy „kominy”, twory przypominające ludzkie twarze i sylwetki zwierząt. Było pięknie! Potem jadąc dalej w kierunku przylądka św. Wincenta, zatrzymaliśmy się jeszcze na krótkie leniuchowanie na jednej z tych małych urokliwych plaż otoczonych skałami. Tak jak wcześniej, woda okazała się zimna i dziewczyny dość szybko wyszły z wody. Za to skalista sceneria sprzyjała sesjom zdjęciowym. Następnym „punktem programu” była obiado-kolacja w małej wiosce rybackiej, która z powodu turystyki powoli zaczęła zatracać swój charakter.
Pod wieczór dotarliśmy do przylądka św. Wincentego. Miejsce dzikie i magiczne. Ten przylądek to wystający z wody klif, smagany wichrem i porośnięty niską roślinnością. Grupa ludzi, która tam przybyła czekała opatulona w koce, ręczniki i różne ciuchy na zachód słońca. Temperatura spadła do 19 stopni i wiał bardzo silny wiatr. Tak mógłby wyglądać nie tylko koniec Europy, ale i Świata.
Po sfotografowaniu zachodu słońca znaleźliśmy nocleg w pobliskiej miejscowości i wyczerpani trudami dnia natychmiast zasnęliśmy…