Z lotniska do wcześniej zarezerwowanego hotelu udaliśmy sie taksówkami. Kierowca naszej był bardzo mało kontaktowy - praktycznie nic nie mówił. Na szczęście droga nie była długa. Do hotelu dotarliśmy po 10 minutach jazdy. Naszej rezerwacji nie skasowano. Ponieważ na zwiedzanie miasta nie było już czasu, postanowiliśmy opanować niewielki hotelowy barek. Przy piwie i sokach spędziliśmy kolejną godzinę na dyskusji o naszej kolejnej wyprawie. Poczulismy się lepiej wspierając się wzajemnie opowieściami o naszych wyczynach na Kubie i w Ameryce Południowej. Później w dobrych humorach i z pewnymi obawami, których nigdy nie brak kiedy jedzie się w nieznane, udaliśmy się na nocleg.
Wtedy dopiero poczułem zmęczenie, którego wcześniej nie dostrzegałem. Ostatnie dni przed podróżą były bardzo wyczerpujące. Jednak myśl o wyjeździe podnosiła adrenalinę i nie czuło się wcale tego zmęczenia. Teraz z każdym kolejnym łykiem piwa, poziom adrenaliny malał a alkoholu i zmęczenia organizmu wzrastał.
Dawały znać o sobie nieprzespane ostatnio noce, tworzenie strony internetowej (www.afryka.travelfoto.pl), praca zawodowa i szybka jazda do Warszawy, aby zdążyć na samolot. Nie pamiętam kiedy zasnąłem...